Ona:
Jak już pisałam, trochę okrzepliśmy po przeprowadzce więc pora była zabrać się za "hande made". Jakiś czas temu dostałam od Weroniki listkowe sztyfty. Jako, że pozwoliła mi być swoją kopifanką i krypciakiem (tu pozdrowienia dla Siwego) wykorzystałam je. I tak powstały wisienkowe kolczyki, prawie identyczne z oryginalnymi weronikowymi.
Zdjęcia wykonano w namiocie bezcieniowym, wykonanym przez Onego. Tło podobno było czarne a wisienki wiśniowe :) ale pierwsze koty za płoty.
I jeszcze jedna próba sfotografowania - na innym tle i przy innym oświetleniu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za odwiedziny i miłe (lub inspirujące) słowa